
*****
Miłość może być i jest czymś pięknym, ale może się i tak zdarzyć, że poprowadzi do zguby. Tak jakoś się porobiło, że jesteśmy albo zaborczy albo pozbawieni wrażliwości wobec drugiego człowieka. I tak dzieci stają się ofiarami swoich rodziców poprzez "wyprodukowanie" swoich marzeń z dziecinnych lat i "stworzenie" idealnego dziecka. To prowadzi do wkodowania sobie, że życie jest pasmem wyłącznie zwycięstw, sukcesów czy idealnych relacji, a tragedie życiowe to tylko wymysł reżyserów stworzony na potrzeby rynku filmowego. Gdy pojawia się pierwsze potknięcie, nieudane przedsięwzięcie czy porażka ileż to młodych ludzi - niby twardych - ucieka się do próby (udanej lub nie) samobójczej.
Słowa Jezusa z niedzielnej Ewangelii stają się trudne, a może nawet i pozornie krzywdzące. Jezus nie chce jednak nas skrzywdzić. Ten, który nie złamie nawet knotka czy trzciny nadłamanej, ale z największą czułością spogląda na każdego z nas i przytula do Siebie, pragnie naszego największego dobra. Nie chodzi Mu o odrzucenie czy znienawidzenie nawet najbliższych osób, ale o to, by relacje z nimi nas nie zniewoliły, a w konsekwencji nie skrzywdziły. Moja relacja z rodzicami, przyjacielem, chłopakiem, dziewczyną może być złudna i zniewalająca. Istnieje gdzieś w nas takie przekonanie, że jest gdzieś ktoś, ten jeden jedyny, kto wypełni pustkę i da szczęście. Jednak nikt oprócz Boga nie jest w stanie zaspokoić tych pragnień. Im usilniejsze poszukiwanie, tym dramatyczniejsza jest nasza historia życia. Im więcej jest krzyża w naszym życiu, tym silniejsza ucieczka w ideały, w kogoś, kto miałby od krzyża nas wybawić. Ale to krzyż ma wybawić ciebie od złudzeń, a nie złudzenia od krzyża!
Szukanie ideału pozbawia w nas wrażliwość i zaślepia nas wobec tych, którzy najbardziej potrzebują naszej pomocy i spojrzenia, które jest tym symbolicznym "świeżym kubkiem wody" - świeżym, bo pozbawionym utartych sloganów, które kierujemy do najuboższych czy chorych, a które czasem są sposobem na takie "nieludzkie" zbycie drugiego człowieka. Szukamy daleko, a przecież ten, który potrzebuje naszej miłości mieszka obok mnie.
Słowa Jezusa z niedzielnej Ewangelii stają się trudne, a może nawet i pozornie krzywdzące. Jezus nie chce jednak nas skrzywdzić. Ten, który nie złamie nawet knotka czy trzciny nadłamanej, ale z największą czułością spogląda na każdego z nas i przytula do Siebie, pragnie naszego największego dobra. Nie chodzi Mu o odrzucenie czy znienawidzenie nawet najbliższych osób, ale o to, by relacje z nimi nas nie zniewoliły, a w konsekwencji nie skrzywdziły. Moja relacja z rodzicami, przyjacielem, chłopakiem, dziewczyną może być złudna i zniewalająca. Istnieje gdzieś w nas takie przekonanie, że jest gdzieś ktoś, ten jeden jedyny, kto wypełni pustkę i da szczęście. Jednak nikt oprócz Boga nie jest w stanie zaspokoić tych pragnień. Im usilniejsze poszukiwanie, tym dramatyczniejsza jest nasza historia życia. Im więcej jest krzyża w naszym życiu, tym silniejsza ucieczka w ideały, w kogoś, kto miałby od krzyża nas wybawić. Ale to krzyż ma wybawić ciebie od złudzeń, a nie złudzenia od krzyża!
Szukanie ideału pozbawia w nas wrażliwość i zaślepia nas wobec tych, którzy najbardziej potrzebują naszej pomocy i spojrzenia, które jest tym symbolicznym "świeżym kubkiem wody" - świeżym, bo pozbawionym utartych sloganów, które kierujemy do najuboższych czy chorych, a które czasem są sposobem na takie "nieludzkie" zbycie drugiego człowieka. Szukamy daleko, a przecież ten, który potrzebuje naszej miłości mieszka obok mnie.
Marek
*****
Być kogoś/czegoś godnym to znaczy nie tylko sobie na to zasłużyć. To znaczy też być gotowym na przyjęcie tego czegoś/kogoś ze wszystkimi jego konsekwencjami.
Być godnym Jezusa nie jest tak łatwo. Jeśli nie potrafisz zrezygnować z siebie samego i dać się porwać w nieznane – nawet nie próbuj. Tylko się rozczarujesz i uznasz, że Ten cały Jezus to nie dla Ciebie i że każdy Jego uczeń to jakiś no-life.
Ale jeżeli masz w sobie choć odrobinę odwagi, to rzuć wszystko i chodź... za Nim.
Całować się też chodź, ucałuj swoje słabości i niedole w Jezusie, który je uzdrawia i przemienia w błogosławieństwo.
Życie doczesne, mimo, że czasem wydaje nam się takie wspaniale, cudowne, to bywa też balastem, kulą u nogi w drodze do Nieba. Nie da się patrzeć w górę z oczyma utkwionymi w ziemi. Dlatego naprawdę WARTO obrać za kierunek : życie wieczne i wszystkie swoje ziemskie rejsy po morzu codzienności właśnie jemu podporządkować.
Nagroda, o której mówi nam tu Jezus jest wielka. Nie wiem, jak bardzo, ale po prostu w to wierzę. Nikt z nas nie wie, ale ci, którzy uwierzą i zaufają Jezusowi, widząc Go nawet w tych najmniejszych, którym trzeba podać kubek wody do picia, bo sami są tak bezradni, na pewno się o tym przekonają.
Być godnym Jezusa nie jest tak łatwo. Jeśli nie potrafisz zrezygnować z siebie samego i dać się porwać w nieznane – nawet nie próbuj. Tylko się rozczarujesz i uznasz, że Ten cały Jezus to nie dla Ciebie i że każdy Jego uczeń to jakiś no-life.
Ale jeżeli masz w sobie choć odrobinę odwagi, to rzuć wszystko i chodź... za Nim.
Całować się też chodź, ucałuj swoje słabości i niedole w Jezusie, który je uzdrawia i przemienia w błogosławieństwo.
Życie doczesne, mimo, że czasem wydaje nam się takie wspaniale, cudowne, to bywa też balastem, kulą u nogi w drodze do Nieba. Nie da się patrzeć w górę z oczyma utkwionymi w ziemi. Dlatego naprawdę WARTO obrać za kierunek : życie wieczne i wszystkie swoje ziemskie rejsy po morzu codzienności właśnie jemu podporządkować.
Nagroda, o której mówi nam tu Jezus jest wielka. Nie wiem, jak bardzo, ale po prostu w to wierzę. Nikt z nas nie wie, ale ci, którzy uwierzą i zaufają Jezusowi, widząc Go nawet w tych najmniejszych, którym trzeba podać kubek wody do picia, bo sami są tak bezradni, na pewno się o tym przekonają.
Sandra
Fakt faktem - Ewangelia bez zrozumienia może być dołująca. Konkretnie ten fragment... No bo co innego można myśleć. Ale gdy bardziej, tak jak właśnie to uczyniliśmy - zastanowić się nad jej słowami, wysuwają się właśnie takie wnioski: potrzebuje Boga bardziej niż czegokolwiek, potrzebuję by postawić każdy krok... I muszę stać się dla Niego godna tego. Muszę być pewna, że na 100% chcę iść dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
I to jest niesamowite! Choćbyśmy szukali nie wiem jak i nie wiem gdzie i nie wiem kogo to nikt naszej ludzkiej pustki nie wypełni do końca - tylko Bóg. Nim ja zacznę Go szukać to ON już mnie znajduje. On zawsze jest, a o mnie nie zawsze tak można powiedzieć. On zawsze kocha, a ja się tylko uczę jak można kochać.
OdpowiedzUsuńRzuć wszystko i idź za Nim - dokładnie! Zostaw co czyni, że się cofasz zamiast iść do przodu. Zapomnij o tym, co cię oddala od Jezusa
Ale to jest tez tak w gruncie rzeczy bardzo egoistyczne. Altruzim to w gruncie rzeczy bardzo wyrafinowany egozim. Bo zrobię cos dla innym, ok, w porządku, ale robię to, bo czeka mnie nagroda tam. Więc nie robię nic za darmo.
OdpowiedzUsuńHm, dla mnie nagrodą jest Sam Jezus. I robię to dla Niego, jako dla osoby. Nie dla siebie. Widzieć w innych Jezusa i chcieć Mu wynagradzać za swoje grzechy i innych to 'wyrafinowany egoizm'?
OdpowiedzUsuńTak przy okazji, pozdrawiam Anonima ;)
Ale- czy myślisz, że Jezus dzięki temu będzie szczęśliwszy- że to dla Niego robisz? Czy po prostu już tak głęboko to w Tobie jest zakorzenione, że nie potrafisz inaczej żyć?
OdpowiedzUsuńRacjonalnie myśląc, to raczej ta druga opcja.
OdpowiedzUsuńChoć tak wnikając trochę "głębiej" i mniej przyziemnie, to w sumie chyba jakiegoś zatrzęsienia powodów do szczęścia Jezus, patrząc na dzisiejszy świat, nie ma...
Dlatego jeśli przybywa ludzi, którzy chcą iść za Nim, spełniać Jego naukę, to chyba może być z nich dumny. Dumny, że oni czynią tak, bo są Jego przyjaciółmi.
Sandra
Za darmo umarł Jezus dla mnie na Krzyżu, a w swoim życiu mogę się tylko Jemu odwdzięczyć - na tyle na ile umiem czy potrafię. Moją małą miłością (stale i do końca życia dojrzewającą) odpowiadam na Miłość Boga.
OdpowiedzUsuń