czwartek, 27 października 2011

"(...)Przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło."

(Łk 19,1-10)
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.





Jak często jest tak, że kwalifikujemy, szufladkujemy ludzi pod "odpowiednie" kategorie? A ten bogaty, to pewnie i skąpy, i nieczuły, i wyniosły. A ten wykształcony to chwalipięta, mądrala, bufon.
A jak często myślimy o wnętrzu tych osób, a nie tylko o powierzchowności? Może ten "mądry" jest bardzo zagubiony w życiu, w relacjach z drugim człowiekiem? Może "bogaty" jest samotny, odrzucony, uzależniony od pracy, niemający prywatności?

W powyższej Ewangelii zwierzchnik celników, Zacheusz, bardzo zamożny, był niskiego wzrostu. Ale banał, pomyślelibyśmy. Ale nie.
Wyobraź sobie sytuację, w jakiej Zacheusz się znalazł -  możliwe, ze był to wrzeszczący, przepychający się tłum ludzi, różnych - wysokich, średniego wzrostu, kobiet, mężczyzn, matek, dzieci, zdrowych, chorych, spokojnych, intensywnie poruszających się. A on taki niziutki. Każdy utrudnia mu zobaczenie Chrystusa, każdy mu zasłania.
Co miał na celu Zacheusz, wspinając się na wysokie drzewo?
Ewangelista pisze: " Wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy miał bowiem przechodzić."
Nie znamy tutaj głębszych pobudek mężczyzny. Czy tylko chciał być zwykłym gapiem, szukającym sensacji? Czy wierzył w jakieś wyjątkowe moce Jezusa, który nadchodził? Może usłyszał o Nim coś, co go popchnęło do tego czynu?

A tu nagle takie zaskoczenie. Jezus oznajmia, że musi zatrzymać się w domu Zacheusza. Tego samego, co wlazł na drzewo, bo był za mały, by Go dojrzeć.
Pojawia się emocja Zacheusza - "rozradowany". Takim przyjął Go w swoje progi. I co z tego, że ludzie gadali, ze on taki owaki, że grzesznik? Jezus wybrał właśnie jego. Zacheusz w odpowiedzi na to, co go spotkało, zmienia swoje dotychczasowe postępowanie, rozdaje część majątku ubogim, a tym, którym wyrządził jakąś szkodę, wynagradza czterokrotnie bardziej.

Idealnym podsumowaniem całej sytuacji są słowa Jezusa:
„Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.


Pamiętajmy o tym! :)
On przychodzi do chorych, zgubionych, często skrzywdzonych przez życie, ale i przez samych siebie, swój egoizm, rozpustę, wygodnictwo, żądzę, strach, nienawiść.
On przyjdzie do każdego, jeśli tylko będziemy Go wytrwale szukać i zechcemy Go przyjąć do swojego domu.

Taka malutka dygresja na koniec. Przypomniały mi się słowa, które kiedyś usłyszałam na rekolekcjach, głoszonych w mojej parafii przez pewnego redemptorystę, a już dziś Prowincjała:
"Nie trzymaj Pana Boga w przedpokoju Twojego serca. Wpuść Go głębiej. Nawet do kuchni, ze stertą niedomytych garów."

Sandra

*****
Pamiętam jak rok temu będąc wtedy jeszcze świeżo wyświęconym diakonem w czasie krótkiej homilii podczas jutrzni wyszedłem ku zdziwieniu wszystkich na drabinę i zacząłem mówić... No właśnie tak jak Zacheusz, który przełamał pewien schemat, by spotkać Jezusa. Wyszedł na drzewo, ale nim to się dokonało musiało się coś w nim zmienić. Musiał zaakceptować samego siebie i swoją małość - ponoć ludzie niskiego wzrostu są bardzo zakompleksieni. Jakaś prawda w tym jest! Zacheusz musiał dokonać w sobie niezwykłej przemiany. Gdy inni idą za Jezusem, by słuchać Jego słów - on malutki wzrostem i pewnie jeszcze do tego momentu niski duchowo wychodzi na drzewo - cóż to za obraz - mała niezdarna osoba o małych nogach i rękach próbuje wspiąć się na drzewo - by (!) zobaczyć Jezusa. Myślę sobie, że czasem trzeba mi się tak wspinać na drzewo i przełamywać schematy - by spotkać Jezusa. Trzeba mi ciągle szukać nowych jeszcze nie przetartych dróg do Boga w modlitwie, a może i nowych dróg do człowieka. Trzeba mi takiego szaleństwa, może nawet pomimo wzgardy i pośmiewiska innych, by jednak spotkać się z Bogiem. 
Tak kiedyś zrobił przecież sam Bóg i przełamał utarte schematy i gdy jak powie św. Alfons - Stwórca oszalał z miłości - Jego Syn urodził się w ubogiej stajence, a umarł jak największy złoczyńca na Krzyżu. Kto mógł sobie wyobrazić i wymyślić taką drogę Boga na ziemi. Gdyby nie apostołowie i ich szaleńczy zapał i szukanie wciąż nowych sposobów -  pewnie Ewangelia nie dotarła by tak szybko po okolicznych imperiach świata. Gdyby nie szalony pomysł i odwaga św. Alfonsa - pewnie nigdy by nie powstało Zgromadzenie Najświętszego Odkupiciela, czyli Redemptoryści. Gdyby nie szalona bł. Matka Teresa czy bł. Jan Paweł II, gdyby nie tysiące, a może nawet setki tysiące takich cichych świętych - jakby wyglądał nasz świat i nasz Kościół.

Szaleństwa nam trzeba czasem, by spotkać Jezusa. 
Pokonywania i przechodzenia nad utartymi schematami, by dokonać w swoim życiu niezwykłej przemiany. 
I dziś może się dokonać zbawienie w twoim i moim życiu i w rodzinie, w domu, ale przede wszystkim w sercu, jeżeli tylko będzie mnie stać na szaleństwo dla Jezusa. Tylko pytanie zasadnicze czy ja chcę spotkać Jezusa i wszystko zmienić jak bohater dzisiejszej Ewangelii...?

Marek

1 komentarz:

  1. Hehehe, jaka ta Ewangelia, kolokwialnie powiem ,,fajna" ! Pokazuje, że czasem cudujemy, cudujemy... a tu przychodzi Pan Jezus, zastając nas z miną: ,,ale że teraz? że co? że jak? :D:D". Właśnie dokładnie tak jest... Często. :)
    A i zacytuje fragment z komentarza Sandry, a i to jest cytatem obecnego Ojca Prowincjała: "Nie trzymaj Pana Boga w przedpokoju Twojego serca. Wpuść Go głębiej. Nawet do kuchni, ze stertą niedomytych garów." - lubię te słowa! Przecież przyjaciela też nie trzymamy na przedpokoju, ale wpuszczamy dalej i dalej, przepraszając: ,,sorry, mam trochę brudno, ale wejdź"... :)
    No i słowa o.Marka: ,,Szaleństwa nam trzeba czasem, by spotkać Jezusa. " Dodam na koniec, że chyba św. Jan Vianney powiedział, że aby być świętym, trzeba być szalonym. A świętość to spotkać Jezusa i zachwycić się Nim. Więc i tu się w 100% zgadzam z komentarzem.
    Pozdrawiam!! :):):):)

    OdpowiedzUsuń